Był październik, ja po całodniowej podróży dzień wcześniej dotarłam do Wrocławia. Z nieba lał deszcz, ale to nie było ważne. Z Patrycją wszystkie formalności załatwiłyśmy mailowo, i właściwie to nie miałyśmy okazji się poznać. Z przygotowań również zrezygnowali, w rezultacie poznaliśmy się na moment przed ślubem.
Wielu fotografów przestrzega przed tym wszystkim o czym napisałam powyżej. Nie bardzo są skłonni do podpisywania umów bez wcześniejszego poznania pary. Ja po raz kolejny zaryzykowałam, w efekcie ponownie poznałam znakomitych ludzi, z którymi współpracowało się świetnie!
Cały ślub mogę opisać dwoma słowami – po swojemu! Zamiast standardowych dań weselnych, pyszne jedzenie o którym nie zapomnę jeszcze długo…. Jako przystawka placki ziemniaczane z łososiem i serkiem philadelpia… No już brzmi cudownie (rozmarzyłam się, pisząc to przed obiadem 😉 ), a smakowało jeszcze lepiej! Zamiast klasycznego zespołu weselnego, 3 wspaniałych muzyków grających na żywo, w tym cudownie śpiewająca Sonia Hornatkiewicz, którą mogliście zobaczyć w ostatnim Voice of Poland. Jeśli już przy muzyce jesteśmy, warto wspomnieć o pierwszym tańcu, niby zwykły przytulanie, a piosenka „absolutnie, absolutnie” sprawiła że zadziała się magia.
Miejsca na plener nie mieliśmy do końca. Plener miał odbyć się następnego dnia, po ślubie. Będąc cały czas w kontakcie z Tomkiem, podrzucaliśmy sobie kolejne miejsca. Wreszcie Tomek podesłał mi Opactwo Cystersów w Lubiążu, i to było to! Wnętrza które zachwycają, z jednej strony strojne, bogate, z drugiej zaś obdrapane ściany. Z całego serca polecam Wam pojechać i zobaczyć to miejsce na żywo, jeśli będziecie na Dolnym Śląsku.